Thursday 13 November 2008

hardcore we live this we breathe this...

Jakos dawno tu nic nie napisałem, bo po prostu tak wyszlo, a ze na chwile obecna nie mam totalnie co robic to można by się troche wyżalić.
Kurwa. Pierwszy raz tak mam, ze nie che mi się na gig jechac. Tzn nienazwalbym tego „nie chce mi się”, bo niejedna jest stanu rzeczy przyczyna. Otóż, jak już mam zamiar się ogarnąć i zaczac być odpowiedzialnym albo przynajmniej zasugerowac się moim lenistwem przekładającym się na stan konta i odpuścić sobie kolejny wyjazd na gig, nie daje rady. Nawet usilnie próbując sobie wmówić, ze: „kurwa, Maciek. Przeciez tak nie wolno. Siedzisz jak zjeb na półrocznych wakacjach i nic nie robisz. Zyjesz sobie we Wrocławiu i nawet szkole olałeś po zaledwie miesiącu… weź cos zrob. Zacznij być ‘odpowiedzialnym’”, pokusa koncertu, na który nawet nie mam siana jest duszo silniejsza i szereg na pewno ważniejszych spraw (a mam pare takowych na chwile obecna) zostaje zepchniety na margines. I tak troche zwala caly tydzień zastanawiac się czy „wypada” jechac na tego Madballa i NTB żeby nie mieć potem moralniaka. Przeciez se nie wytłumaczę, ze taki Osiołek by się nie zastanawial, bo to dopiero bylby samobój się do takiego bumelanta porównywać. Ale z drugiej strony, dzien przed gigiem, ten osiol we mnie wygrywa i tak znow tryumfuje dobro a ja zapierdlam jutro z rana na stopa żeby na Madballu zapierdolic w porządne pogo.